Bogny wspominki motocyklowych dni
2 kwietnia 2011 roku sobota
Rozpoczęcie sezonu motocyklowego w Lesznie.
Na sobotę zaplanowaliśmy wyjazd do Leszna, na poświecenie motocykli. Rankiem na niebie wisiała gęsta mgła, ale udawaliśmy, że jej nie widzimy. Mariuszek wyciągnął swój nowy kask, bez szybki i ciemne okulary do kompletu, czyścił nie patrząc w okno. Pancia latała po domu i robiła niezły przeciąg, szukała spodni, butów, gumek do włosów, a gdy się zatrzymała i powiedziała, że mżawka nie przejdzie jeszcze ze trzy godziny…. Mariuszek znieruchomiał. Odebrałam telefon od Stelmacha z pytaniem co robimy…. Jak to co jedziemy. W południe ma świecić słonko, tak podawała telewizja, tego się będziemy trzymać, więc odpowiedź była jasna. Pod wiatrakiem było nas pięciu. Zibi, Stelmach, Mariuszek, Agata i ja. Jest dobrze, jest wiosna, jest motocykl, jest paliwo, po prostu jest dobrze, a byłoby doskonale, gdyby nie Zibiego tylna opona. Wyglądała na lekko zmechaconą. Pod Mamuta dotarliśmy przed czasem, lekko zmoknięci. Tłumów nie było, ale nasz przyjazd ożywił czekających. Może było to spowodowane urokiem Agaty i moim, albo muzyki jaka leciała ze Stelmachowego bądź Zibiego radia, albo widokiem Mariuszka w odkrytych kasku i ciemnych okularkach w pochmurny i deszczowy dzień. W każdym razie porozmawiałam z Panem Dziennikarzem Elki, zrobiliśmy kilka zdjęć i pojechaliśmy pod kościół Św. Krzysztofa, stamtąd planowana była przejażdżka do Smyczyny. Parada przez Leszno…. (każdy jechał jak chciał, nie było zabezpieczonych skrzyżowań) wkurzyła Stelmacha tak bardzo, że odbiliśmy na piątkę i pierwsi zajęliśmy stolik w Smyczynie. Obiadek, potem Stare Oborzyska, oględziny placu na Nasze rozpoczęcie sezonu, rozmowy z Wielebnym i dalej Poznań, Arena, tu odebraliśmy dla Panci numerek startowy Półmaratonu Poznańskiego.
Zibiego opona zmechaciła się coraz bardziej. Chłopak obawiał się, żeby nie wracać do domu taksówką, ale alternatywą był Chomik z Norkiem, którzy handlowali na bazarze i w razie czego mogliby zapakować Kawasaki na przyczepkę, a motocyklista musiałby wrócić do domu na plecaku ze Stelmachem, bo tylko Kawa ma siodełko dla pasażera.… w razie gdyby coś sprzedali oczywiście …. Oczywiście na bazarze ich nie było i oczywiście niczego nie udało im się sprzedać. Byli natomiast Andrzej, Krzysztof i Małgosia. Powitanie kolegów z grupy i zarazem pożegnanie przy stoisku z papciami kowbojskimi i tyle.
W sobotę zrobiliśmy pierwsze klubowe 180 kilometrów.
Bogna
[nggallery id=83]