Niedzielny wyskok na BP do Poznania i później na otwarcie sezonu do Śremu był planowany dużo wcześniej lecz myślę, że ze względu na pogodę co niektórzy sobie odpuścili. Ja też niestety miałem dylemat w co się ubrać. Rano o 7-mej ładne słoneczko a później „naszły” chmury i co założyć skóry czy wycieruch? Decyzja padła na pierwsza opcję i jak się później okazało miałem tego żałować. Na placu zjawiło się kilka maszyn: oczywiście pierwszy był Zibi i już z otwartym kajetem czekał co by z normalnych motomaniaków zedrzeć „siano” składkowe, byłem ja, Andrzej (Kluska), Łuki, Janusz z Panią i ku naszemu zdziwieniu zawitał też Pędzel (ten o którym Mariusz mówi Krasnal). Krótka pogawędka komentarz na temat pogody i start do Głuchowa, gdzie czekało Szefostwo. Prowadził nas jak przystało przewodnik Zibi, który zaświadczył, że ma aktualną mapę zgraną z GPS zarówno na Poznań jak i do Śremu. W Głuchowie krótki postój dołączają do nas Szefowa ze swoim menem i Jacek z Czempinia. Ja oczywiście zamykałem kolumnę nie z tego względu, żeby myślano, że prowadzę bo mam w tym swój interes ale dlatego, że miałem łączność z prowadzącym i w razie potrzeby można reagować. I jakież było moje zdziwienie, gdy w Głuchowie przewodnictwo objął Mariusz. Pomyślałem, że taką decyzje podjęła Szefowa nie wiedząc o tym co kol. Zibi ma aktualną mapę. No więc pędziliśmy. Mariusz robiąc małe kółko (nie wiem co Oni (prowadzący) mają z tym GPS-m) doprowadził nas w końcu na BP w Poznaniu. Po drodze przed Mosiną lekka mżawka i cały byłem happy, że ma skórzany odziewek.
W Poznaniu kocioł. Sprzętów tyle, że nie było gdzie parkować. Pokaz stuntu, pomoc przedmedyczna, bezpłatna hamownia (czas oczekiwania na sprawdzenie mocy swojego sprzętu około 3-ch godz.), sprawnościówka, pokaz trialu, wystawa motocykli CUSTOMowych, Motoakcesoria, Lidor. Wszystko obeszliśmy kilka razy. Łuki zapisał się do sprawnościówki leczy tylko potrenował na torze a, że coś marnie przebiegała organizacja więc odpuścił sobie rywalizację. Oczywiście spotkaliśmy dużo znajomych, gdzie gorąco przywitaliśmy się z „Rumcajsem” i jego ekipą z Orła Białego. W Poznaniu jeszcze nic tego nie zapowiadało lecz ze względu na zachowanie Mariusza i Pędzla (chłopaki się dawno nie widzieli a, że bardzo się lubią i okazują to sobie w nieco inny sposób to zupełnie inna para kaloszy) wiedziałem, że coś się musi wydarzyć. I stało się – zarządzono wyjazd do Śremu i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu ktoś puścił famę, że Szefowa nie ma oktanów. Jak się później okazało to nie to, że nie była przygotowana na wyjazd tylko po prostu miała nie zabezpieczony wlew w baku i w trakcie gdy podziwialiśmy wystawione sprzęty ktoś jej to paliwo ściągnął!!! Tak, że czas wyjazdu się przedłużył bo wyszło na jaw, że Mariuszowi też paliwo wyparowało. Ktoś zaproponował powiadomienie odpowiednich służb lecz nie wiedząc dlaczego Szefowa i jej partner bardzo mocno zaoponowali tłumacząc to szybko biegnącym czasem??? No wreszcie ruszyliśmy do Śremu tym razem przewodnictwo objął Pędzel (nie wiem czy za zgodą Szefowej czy to była samowolka) dołączył jeszcze Jery z P-nia. A zapomniałem – na BP przyłożyłem pionę kol. Wikr, który również tam zawitał.
No i pędziliśmy do Śremu. Pędzlowi nawet nieźle to szło chyba ze względu na to że większość trasy pokonywaliśmy dwupasmówką. Dotarliśmy do Śremu na Rynek, miła knajpka i leszcze milsze towarzycho. Skwar się leje z nieba a ja w skórach. Każdy dokonał małej rekonstrukcji odzieży i siadamy do obiadku. Wszyscy zamawiają coś konkretnego tylko Zibi jak zwykle sałatkę szefa. Konsumpcja upływała w miłej atmosferze nie burzyła jej nawet konwersacja prowadzona pomiędzy Pędzlem a Mariuszem. I tam też doszliśmy do pewnego wniosku a mianowicie, że H-D jest coraz więcej i innych super sprzętów jak na lekarstwo. Po zasięgnięci języka jak dotrzeć na miejsce ruszamy. Przejazd przez miasto stoicko spokojny i jesteśmy na miejscu. Oczywiście pół placu asfaltowego pustego a Pędzel prowadzi nas przez trawiaste i gruntowe boisko (jak by było bagienko to myślę, że też ty tam pojechał). Po zaparkowaniu heja między ludzi i sprzęty. Po dwóch kółkach na pieszo odezwała się dość mocno moja kontuzjowana noga i musiałem zacumować na ławce. W pewnej chwili wydawało mi się, że widzę kol. Wikra ale nie wiem czy to fatamorgana czy to fakt, gdyż słońce dawało niemiłosiernie. Jeżeli jednak był to fakt to nie bardzo wiem w jakiej roli On tam występował bo gdyby się identyfikował z naszą Grupą to ……….. ale jednak myślę, że to wpływ słońca miał na moje patrzenie. A co w Śremie – „kupa” ludzi i sprzętów oraz wiele atrakcji. Co rusz otrzymywaliśmy zaproszenia na imprezy motocyklowe z różnych stron kraju. Jeszcze chwilka nasiadówki przy małej grillowanej kiełbasce i ze względu na przeciążenie kończyny dolnej (lewej) „dzida” do domku. A zapomniał bym o Sławku z naszej GM, którego namierzyliśmy w Śremie oczywiście jak przystało w kamizeli. W domku byłem około 18-tej oczywiście relacja Elce jak tam było, błoga kąpiel i sprawy rodzinne o których już wam nie będę nawijał!!!
PS. Dzięki wszystkim biorącym udział w niedzielnej wyprawie za świetnie spędzony czas!!!
Stelmach.
[nggallery id=92]
[nggallery id=93]
a ja byłabym bardzo ciekawa ciągu dalszego….:)