Na zlocie u Amazonek gościłam po raz trzeci. W 2007, 2008 i w 2011 roku.  Tegoroczne spotkanie z motocyklistkami  pojawiało się i znikało w moich wyjazdowych planach, najpierw z tego powodu, że odwołały go same organizatorki, potem Mariusz  wyjechał do pracy w Szaflarach niedaleko Zakopanego i nie wiedział, kiedy skończą. Amazonki przezwyciężyły szybko i skutecznie przeciwności losu, jak to tylko my kobiety potrafimy zrobić. Decyzja o wyjeździe zapadła więc w czwartek wieczorem.  Jedziemy. Pracownicy firmy zostali, by dokończyć prace, a Mariuszek po 12 godzinach tułania się tam i z powrotem po stacjach PKP wrócił  w piątkowy ranek do domu.

Spakowani w jedną torbę, ruszyliśmy w drogę. Jechało się cudnie, pogoda jak na maj przystało, słoneczna ale przeplatana burzami. Wkurzyłam się tylko dwa razy, raz na bramkach na autostradzie, gdzie musiałam zapłacić tyle  samo za motocykli ile za samochody z przyczepkami, drugi raz jak mi specjalnie podjechał i przygazował w bajorze wody młody, gniewny kierowca starego BMW, chlapiąc mnie błotem od kasku po moje żółciutkie buciki.

Wieczorkiem dotarliśmy do Błędowa, tu czekała nas niespodzianka – pokoik w domku drewnianym. Dlaczego niespodzianka, otóż wszystkie pokoje były zajęte na terenie zlotu na miesiąc przed imprezą, a my nie mieliśmy ze sobą namiotu. Niepowtarzalna atmosfera, zapach pieczonej karkówki, koncerty zespołów muzycznych, niebanalne konkurencje, stragany z koszulkami, kubkami, biżuterią, kumkanie żab, zapach smażonych ryb  i snopków siana. Zjechała się różnorodność osobowości motocyklowych z całego świata. Przyleciały bowiem Amazonki z klubu macierzystego z USA, z Chapteru Nomands, przedstawicielki żeńskiego klubu z Litwy. Uczestniczyły też  między innymi  przedstawiciele klubów: Road Runners, Boxser, Travellers, Nine Six, WRM, Gryf, Wschodnia Grupa Motocyklowa, Zryw, Wściekły Łoś, Bractwo Motocyklowe Sokół, Weteran Klub Tur, IPA, Gremium, no i my ze Stop Śmierci.

Jak każdego zlotu, wszystko u Amazonek przygotowane jest perfekcyjnie, parking motocyklowy osobno, ochrona, ciekawe konkurencje, wspaniałe nagrody, no i oczywiście Żaklina, bez której – którego  zlot nie mógłby być zaliczony.

Ze zlotu utkwiły mi w pamięci dwie rozmowy, a właściwie dwie prawdy zlotowe. Jedną z nich wypowiedział przy śniadaniu Marian, posiadacz Harleya-Davidsona, który mając 60 lat, świadomie smakuje życia i potrafi się nim cieszyć. Jest na emeryturze, jeździ wszędzie tam, gdzie zapragnie, nic go nie ogranicza. Żonie wytłumaczył, że na zlotach są sami faceci i gadają tylko o motocyklach, więc  nie znalazłaby tu dobrego klimatu dla siebie. To tak trochę jak tekst z „Klimakterium” TKJ( Teraz Kurna Ja)

Drugą prawdą zlotową okazały się rozważania o mężczyznach, jacy są, jakimi chcieliby być, jakimi my kobiety ich postrzegamy i tak:
1)     Katerina stwierdziła, że:
„ Mężczyzna jest jak kot. Przychodzi, żeby go nakarmić, pogłaskać i znika….”
2)     Beatka:
„Mężczyzna jest jak chomik. Przychodzi się najeść na zapas, poleżeć, a po nocach buszuje jak w kołowrotku”
3)     Lilka:
„Nawet jak mężczyźni, gdzieś na chwilkę znikają nam z oczu… oni  zawsze wracają, jest to tylko kwestią czasu”….
 
I takie to było nasze babskie bajanie….



Bogna
 
[nggallery id=97]