Kiedy Paweł w listopadzie w zeszłym roku zaproponował wypad do Pobierowa w okresie majowo – czerwcowym na liście chętnych dość długo były tylko trzy pary ale im bliżej tej eskapady to chętnych przybywało a przed samym wyjazdem były już problemy z zakwaterowaniem. W cztery motocykle ruszyliśmy w środę z ranka. Paweł z Karlą, Tomek z Hanią, Monika na solo i ja z Elunią. Dróżka ubywała bezproblemowo, gdyż jak zresztą zawsze, Paweł wyznaczył marszrutę na swym urządzonku. Po drodze dołączyli do nas Kris z Gośką. Na miejscu byliśmy około 14-tej. Po rozkulbaczeniu koników i zakwaterowaniu w na ful wyposażonych domkach ruszyliśmy do Niechorza gdzie „U Cywila” spałaszowaliśmy upragnione rybki i owoce morza. W drodze powrotnej stosowne zakupy i dotarcie na chaty. Powitanie Zbimaga i Magdy oraz Marco kolacja i powitanko z morzem. Przy wieczornej biesiadzie gościli u nas Waldek z Basią oraz Mały z Reginą, którzy biwakowali niedaleko. Mały miał problem ze swoim sprzętem, który odmówił posłuszeństwa i nad morze dotarł na busie (a mówią, że beemki są niezawodne). Dziewczyny i nie tylko w nocy przymierzały odpowiednie kostiumy by następny dzień zaliczyć w grajdole nad morzem bo Paweł gwarantował słoneczko. Mocno zmęczeni oczywiście przejechanymi kilometrami usnęliśmy jak dzieci. A zapomniałbym w środę około 22-giej dotarł do nas Darek z Wiesią i dziećmi. Jak Paweł obiecał tak też było – dziewczyny z częścią brzydszą towarzystwa w czwartek zbierały na swe ciało opaleniznę, gdzie obsługa donosiła napoje chłodzące oraz coś co zawierało kofeinę. Ja natomiast ze względu na swe namiętności odpaliłem Kawę i popędziłem do Międzyzdrojów. W czwartek odwiedzili nas Guma z Majstrem, którzy w swych camperach zaparkowali niedaleko oraz dotarli Janusz z Kasią oraz Matuch z Eweliną. Jeźdźcy z Piasków – Zen, Domin i Krzysztof z swymi Paniami przyjechali późnym popołudniem. Ja natomiast popołudnie i wczesny wieczór miałem gwarantowany jako dyżurny kierowca, gdzie dosiadałem różnych koników dowożąc stosowne asortymenty spożywcze. Po sutej kolacji przygotowanej przez Darka (z tej strony to ja Go nie znałem) były tańce hulanki swawole i długie Polaków rozmowy. Zmęczeni słonkiem oraz zmieniającym się ciśnieniem zalegliśmy na kojach. W piątek planowany wyjazd do Świnoujścia przez kurorty nadmorskie. Przed promem kolejka – czas oczekiwania do dwóch godzin, lecz my na swych jednośladach boczkiem, boczkiem i po chwili byliśmy na drugiej stronie. Tylko Darek był zmuszony odpuścić przeprawę. Zarówno na promie jak i Świnoujskiej Promenadzie wzbudzaliśmy wielkie zainteresowanie. Czas do powrotu przyjemnie upływał a przy odjeździe z Promenady zebrana „gawiedź” biła nam brawo. Na miejscu już czekali na nas Maniuś z Martą i po długich namowach zdecydowali się zostać u nas do dnia następnego. W sobotę popędziliśmy nadmorskimi miejscowościami do Kołobrzegu po drodze spotykając i pozdrawiając motocyklistów tych jeżdżących i tych biesiadujących. W Kołobrzegu ful ludzi i tam również parkując na promenadzie byliśmy wielką atrakcją (mam tutaj na myśli nasze motocykle i piękne plecaczki). Większość w Kołobrzegu rzuciła się na dzikie mięso choć można też było skosztować ucho słonia. Powrót bezproblemowo (no może z małą nawrotką) a w naszej bazie miła niespodzianka – kolacja przygotowana przez płeć piękną z Piasków. Po wielkiej wyżerce pogoda zaczęła się załamywać co zmusiło niektórych do zmiany planów niedzielnych powrotów. Wesołą niespodziankę przygotowała też Elka gdzie w potyczkach kalamburowych pomiędzy Kościanem a Piaskami był remis. W niedzielę klapa – od rana leje a my mamy planowany wyjazd o godzinie 10-tej. A co tam nie ma złej pogody tylko są niewłaściwie ubrani motocykliści. Jak planowaliśmy tak zrobiliśmy. Przez pierwsze 100 km powrotu opady raz ulewne raz przelotne ale co tam my odpowiednio ubrani pędziliśmy. Po drodze „Piaski” ruszyły w swoją stronę a my po 16-tej byliśmy w Kościanie, gdzie Pan Prezydent podziękował wszystkim za bezpieczną jazdę oraz wspaniałe towarzystwo w trakcie tego wypadu. Ja ze swej strony o ile mogę to pomimo zielonej nocy, pół piwa przerywanego, zagubień i powrotów, czapki ekokabelek, ustawki zdjęciowej oraz innych świetnych spraw uważam ten wyjazd za najlepszy jaki do tej pory przeżyłem z członkami mojego Klubu Motocyklowego i zaprzyjaźnionymi motocyklistami oraz Darka, Wiesi, Oliwiera, Ewy oraz familii Zbimaga. Na koniec wiadomość nieoficjalna (oby Wiesia tego nie czytała) Darek myśli o kupnie motocykla 😉
Stelmach
[nggallery id=196]