Tym razem zacznę od końca – było super, bombowo, wspaniale, etc.!!! Było super dlatego, że wszyscy szczęśliwie cali i zdrowi wrócili do swoich domów i co ważne jeszcze bardziej zintegrowani, bogatsi o kolejne fantastyczne wspomnienia oraz naładowani niesłychanymi wrażeniami z codziennych wypraw po Beskidzie Żywieckim Śląskim i Małym.
To, że uczestnicy tej wyprawy są zadowoleni świadczą nie tylko wpisy na naszym forum, ale również wspominki, w których miałam okazję uczestniczyć. Jedno jest pewne, chciałabym ponownie znaleźć się w tak ślicznym zakątku naszego kraju i jeszcze raz przeżyć przygodę z Beskidami, bo pomimo, iż zwiedziliśmy bardzo dużo, to zostało nam do odkrycia jeszcze wiele urokliwych miejsc.
Nasze udane, jak je nazywamy motocyklowe wakacje, zawdzięczamy sobie sami, bo to my stworzyliśmy wspaniały klimat podczas całego pobytu na ziemi żywieckiej. Lecz to, że byliśmy właśnie w tym a nie innym miejscu, zawdzięczamy niezrównanym organizatorom: Pawłowi i Piotrkowi, którzy nie tylko perfekcyjnie opracowali plan całej wyprawy i codziennych wycieczek, ale co najistotniejsze znaleźli fantastyczne lokum. Nasz ośrodek mieścił się w Międzybrodziu Bialskim, zajmowaliśmy 4 domki, każdy z własną charakterystyczną, drewnianą, piękną elewacją. Bez wątpienia wysoki standard domków również przyczynił się do tego, że ani przez moment się nie nudziliśmy. Co niektórzy już od wczesnego rana zażywali relaksu, czy to w saunie, czy w basenie, a jeszcze inni napawali się widokami z tarasów, a było czym – widok był nieziemski. W dole ogromny zbiornik wodny na rzece Sole, Jezioro Międzybrodzkie, a ponad nim Góra Żar zwana też Górą Czterech Wiatrów – raj dla miłośników lotów na paralotniach oraz szybowników, których nierzadko mieliśmy okazję podziwiać. Dalej jak okiem sięgnąć rozpościerały się Beskidy płynące w miękkich, falistych, łagodnych liniach, zdawałoby się na skraj świata.
Jednym słowem było to idealne miejsce na letni wypoczynek, szkoda tylko, że ośrodek nie dysponował jeszcze jednym domkiem, bo czworo członków naszej grupy plus dwoje ich pociech musiało zadowolić się noclegiem w innym ośrodku, na szczęście nieopodal naszego. Jednak to ani trochę nie przeszkadzało we wspólnych, codziennych zabawach. Tu nasza niezrównana Elka dawała z siebie wszystko, by po raz kolejny umilić nam długie letnie wieczory, organizując konkursy dla dorosłych i dla dzieci. Duch walki i rywalizacji dopadł każdego, niemniej jednak była to zdrowa rywalizacja otoczona świetnym humorem. Był konkurs ze znajomości gwary poznańskiej, rysunkowy dla dzieci, sprawnościowy dla całych rodzin i konkurs tańca z niesamowitymi figurami!!! Ponadto odbyły się indywidualne rozgrywki w piłkarzyki stołowe i bilarda, znaleźli się też tacy, którzy konkurowali, kto wytworzy więcej piany w jacuzzi. Mieliśmy też wspólne grillowanie i urodziny Tomka, a jednego wieczoru dziewczyny w basenie odtańczyły zumbę – na pewno wszyscy bez wyjątku bawili się fantastycznie.
Sprzyjająca nam przez cały tydzień pogoda z pewnością zachęciła nas do codziennych motocyklowych eskapad. Zwiedziliśmy dużo, z perspektywy motocykla podziwialiśmy piękno natury – Beskidy z ich długimi rozległymi grzbietami poprzeplatane halami do wypasu owiec, odwiedziliśmy miejsca związane z postaciami znanych Polaków, zarówno miejsca wesołe, pełne rozrywki jak też smutne, bo związane z martyrologią narodu polskiego.
Pierwszego dnia, w upalny poniedziałek. prawie wszyscy w ramach rekonesansu wybrali się na przejażdżkę do Żywca. Droga wiła się wokół dwóch jezior Międzybrodzkiego i Żywieckiego, które łączy zapora, z niej rozpościera się niesamowity widok na oba zbiorniki wodne i okalającą je przyrodę, było czym oko cieszyć. Żywiec ładne miasteczko, ciekawa starówka, sympatyczni mieszkańcy, centrum miasta może poszczycić się dawną siedzibą Habsburgów, którą otacza zabytkowy park miejski. Imponujący starodrzew, urokliwe, spacerowe alejki, kamienne mostki nad Młynówką. Piękna fontanna, do której prowadzi chodnik przez pergole oraz chiński domek, jest nawet park miniatur i mini ZOO. Nie omieszkaliśmy wstąpić do Muzeum Miejskiego w Żywcu, które ma swoją siedzibę w Starym Zamku. Muzeum może pochwalić się działami historii i sztuki, zbiorami etnograficznymi, działami przyrody ze zbiorem kilkuset okazów fauny i flory, wszystkie zbiory oczywiście ściśle związane są z Żywiecczyzną.
We wtorek zaraz po śniadaniu pełna mobilizacja – znów wyjazd do Żywca, lecz tym razem do słynnego Browaru Żywiec. Zanim dotarliśmy do celu, trochę się pogubiliśmy, a wszystko przez remonty dróg miejskich i co za tym idzie zmianę w organizacji ruchu drogowego. Sprawdziło się powiedzenie „koniec języka za przewodnika” tym sposobem dotarliśmy do Browaru na czas. Po załatwieniu niezbędnych formalności w swoje ręce wziął nas przewodnik i wprowadził nas w historię i współczesność jednego z pierwszych i najbardziej popularnych browarów w kraju – założonego w 1856 roku przez arcyksięcia Albrechta Fryderyka Habsburga. Przeszliśmy przez liczne sale, w których prezentowane są miedzy innymi składniki, z których wytwarza się piwo oraz pokazany jest przebieg procesu produkcji piwa. Niektóre sale zabrały nas w podróż do przeszłości tj. do XIX wiecznej drukarni, pracowni architektonicznej, zakładu bednarskiego, sklepu kolonialnego a także do galicyjskiej karczmy. Atrakcją było też to, że zwiedzanie wzbogacone było o pokazy multimedialne, szczególnie cieszyło to nasze pociechy. Na koniec, a jakże, nie obyło się bez degustacji piwa!!! Niestety naszym panom oraz dzieciakom pozostał tylko soczek do degustacji – ale pamiątkowe kufle otrzymał każdy dorosły.
W środę Beskid Żywiecki znów nas przywitał ciepło, zatem nic nie stało na przeszkodzie, by pokręcić się po górach. Tego dnia naszym docelowym miejscem miała być Wisła, ale okazało się, że nie tylko. Trasa do Wisły prowadziła przez malownicze tereny, nasz przewodnik Paweł poprowadził nas prawą stroną Jeziora Żywieckiego, stąd też mieliśmy okazje podziwiać tamtejsze wioski i osady. Kiedy dotarliśmy do Szczyrku, miejscowości o charakterze turystyczno-wypoczynkowym, zrobiliśmy sobie postój tak szczęśliwie, że zatrzymaliśmy się przy Miejskim Ośrodkiem Kultury. To była nie lada gratka dla dziewczyn, bowiem w tym czasie była wystawa rękodzielnictwa kultury beskidzkiej. Mieliśmy okazje podziwiać jak sprawne ręce pań, ubranych w ludowe stroje, wyczarowują prawdziwe cudeńka. Były aniołki, dekoracje świąteczne, obrazy, biżuteria, elementy dekoracyjne dla domu – wielki zbiór sztuki ludowej. No ale czas gonił, przed nami kolejny odcinek trasy, a prowadził nas do Wisły przez serce Parku Krajobrazowego Beskidu Śląskiego, droga była kręta i cały czas pod górę, niekiedy mijaliśmy drewniane kaplice i kościółki budowane przez góralskich cieśli a także stare chaty drewniane z ciosanych pni z dachami krytymi gontem oraz liczne wyciągi i trasy narciarskie. Raz po raz po obu stronach drogi wyłaniała się rozległa panorama długich grzbietów Beskidu Śląskiego. Wisła przywitała nas skocznią narciarską – imponująca! Oczywiście na skocznię im. Adama Małysza w Malince całą grupą wjechaliśmy kolejką krzesełkową obserwując w czasie jazdy ten monumentalny obiekt z bliska. Wjazd nie trwał długo bo ok. 5 min. za to wrażenia, których doznaliśmy patrząc na skocznię z wieży widokowej i na piękną panoramę Beskidów – od Czantorii po Malinów pozostaną w nas długo. Dalej udaliśmy się w ciekawe miejsce w Wiśle – na stok Zadniego Gronia u zbiegu potoków Białej i Czarnej Wisełki do historycznej Rezydencji Prezydentów Rzeczypospolitej Polskiej. Po drodze jak zwykle piękne widoki, wodospady, kaskady Rodła i Jezioro Czarniańskie z przeogromną zaporą. Niestety Zespół Zabytkowy Zamku Prezydenta RP mogliśmy podziwiać tylko z zewnątrz, za to w Dolnym Zamku na tarasie widokowym uraczyliśmy się kawą i pysznym ciastem. Relaksując się na tarasie przekonaliśmy się dlaczego Wisła nazywana jest „Perłą Beskidu Śląskiego”. Do centrum Wisły zajechaliśmy po południu, szybki obiad i zwiedzanie miasta. Trzeba przyznać, że to piękne miasteczko, z wieloma atrakcjami dla turystów. Wszystkiego nie dało się zobaczyć, ale holu w Domu Zdrojowym nie ominęliśmy, by popatrzeć na rzeczywistych wymiarów figurę Adama Małysza z białej czekolady. Byliśmy też w Galerii Adama Małysza by podziwiać wszystkie trofea jakie zdobył nasz wielki skoczek na zawodach różnej rangi, od krajowych po międzynarodowe. Medale zdobyte podczas Igrzysk Olimpijskich a także Kryształowe Kule z Pucharu Świata zrobiły na nas duże wrażenie. W galerii znajduje się również wiele innych pamiątek z zawodów oraz kolekcja sprzętu narciarskiego, używanego przez naszego skoczka w ciągu bogatej kariery sportowej. Pomimo iż tego dnia dużo już zwiedziliśmy udaliśmy się w jeszcze jedno niesamowite miejsce, mianowicie do Koniakowa – najwyżej położonej wsi w Beskidzie Śląskim, ale nie ze względu na położenie wsi tam pojechaliśmy, wiadomo – dziewczyny marzyły o stringach z koronki! Tam odwiedziliśmy Izbę Twórczą Rodziny Kamieniarz-Kubaszczyk gdzie podziwialiśmy wspaniałe serwetki, obrusy, rękawiczki, bluzki, spódnice i oczywiście bieliznę, w tym także stringi! wykonane z koronki, głównie przez panią Helenę, a także rzeźby i płaskorzeźby oraz plastykę obrzędową – jej męża Mieczysława. Koniakowskie koronki pani Heleny otrzymało wiele osobistości na całym świecie, między innymi papież Jan Paweł II, królowa Beatrycze, królowa Elżbiety II.
Na czwartek zaplanowaliśmy wypad na Słowację. Zgodnie z planem, pojechaliśmy do jednej z największych atrakcji turystycznych północnej Słowacji – Zamku Orawskiego (Oravský Hrad), wybudowanego na sposób „orlego gniazda“, na wysokiej 112 metrowej wapiennej skale nad rzeką Oravą. Stanowił on niegdyś twierdzę graniczną na północy Węgier, chronił szlak handlowy do Polski i był centrum administracyjnym Orawy. Zwiedziliśmy kompleks zamkowy, czyli dolny, średni i górny zamek a z tarasów widokowych, jak i z platform prowadzących na górny zamek, rozsmakowywaliśmy się pięknym widokiem Orawskiego Podzamcza, oraz podziwialiśmy panoramę części Oraw, Tatry Zachodnie, Pasmo Choczańskie i Wielką Fatrę. Po całym kompleksie zamkowym, łącznie z Orawskim Muzeum, oprowadzała nas młodziutka Słowaczka, pomimo, że opowiadała w języku słowackim – daliśmy radę. Zresztą nasi panowie byli tak oczarowani urodą przewodniczki, że nie tylko z uwagą jej słuchali, przede wszystkim nie mogli od niej oczu oderwać.
Piątek był dniem szczególnym, a to za sprawą miejsc, w których byliśmy. Najpierw udaliśmy się do Wadowic, miasta, w którym przyszedł na świat nasz wielki rodak – Karol Wojtyła i w którym to spędził 18 lat swego życia. W samym centrum przywitał nas pięknie odnowiony Plac Jana Pawła II popularnie zwany rynkiem. Zdobi go biały granit, fontanna, i rzeźby papieskie, tudzież pomnik Ojca Świętego. Dwu i półmetrowy pomnik, wykonany z brązu, przedstawia uśmiechniętego Ojca Świętego w stroju pontyfikalnym stojącego na granitowej skale, w lewej dłoni trzyma pastorał, a prawą rękę ma wyciągniętą w geście błogosławieństwa – czuło się jakby do każdego z nas osobno się uśmiechał i błogosławił. Zrobiliśmy sobie kilka zdjęć, odwiedziliśmy dawny kościół parafialny – dzisiejszą Bazylikę, miejsce Chrztu Świętego Jana Pawła II. Niestety, tym razem nie zwiedziliśmy muzeum – Domu Rodzinnego Jana Pawła II. To, że warto, wszyscy wiedzieli, ale trzeba było się spieszyć w dalszą drogę, a czas oczekiwania w kolejce był za długi.
W tym miejscu pozwolę sobie wspomnieć, że w nowym zmodernizowanym muzeum, byłam z Piotrem cztery dni wcześniej. Ekspozycja obejmuje 1000m² na czterech kondygnacjach, m.in. dzięki powiększeniu i zaadaptowaniu piwnic oraz poddasza. Sercem placówki jest trzypokojowe mieszkanie Wojtyłów na piętrze kamienicy, zobrazowano w nim różne aspekty właściwe dla kolejnych okresów życia Karola Wojtyły. W pierwszym pokoju stworzona została atmosfera pełnej rodziny; w drugim można poczuć obecność matki, która zmarła, gdy Karol miał dziewięć lat; trzeci pokój przywołuje inne tragiczne wydarzenie – śmierć brata; skromne wnętrze, w którym żyli sami Karol i jego ojciec. Dodatkowo liczne multimedia, animacje i zaskakująco autentyczne elementy ekspozycji oddają żywy charakter spotkań Jana Pawła II z drugim człowiekiem. Dzięki silnej interakcji ze zwiedzającymi Muzeum po prostu żyje, a co więcej, skłania do głębokiej refleksji duchowej.
Ostatnie miejsce naszej wspólnie zaplanowanej wycieczki, to Oświęcim – Muzeum Auschwitz – Birkenau. Muzeum przywitało nas napisem „Arbeit macht frei” – Praca czyni wolnym. Bez wątpienia to miejsce jest symbolem całego systemu koncentracyjnego. W tym miejscu pozwolę sobie ma milczenie, niech każdy kto czyta moją relację odda się kilku chwilom zadumy…… , przywoła swoje własne wspomnienia i przeżycia z pobytu w tym miejscu. Od siebie dodam tylko, że – Muzeum powinien zwiedzić i zobaczyć każdy.
Sobota, ostatni dzień naszych wspólnych motocyklowych wakacji spędziliśmy na zasadzie, każdy robi co chce, toteż jedni relaksowali się na terenie ośrodka a inni śmigali swoimi maszynami po okolicy odwiedzając miejsca, które jeszcze warto było poznać. Potem jeszcze wspólne wieczorne biesiadowanie, pakowanie i zielona noc – na szczęście bez niespodzianek.
Niedziela to już tylko zdanie domków, ostatnie spojrzenie na góry, jezioro i w trasę do Kościana.
Na koniec, chcę jeszcze wspomnieć o tych miejscach, które podczas tygodniowego pobytu w Beskidach odwiedziła tylko część członków naszej grupy.
Jedno z takich miejsc to Góra Żar (761 m n.p.m.) – szczyt w Beskidzie Andrychowskim (wschodnia część Beskidu Małego), góruje nad Jeziorem Międzybrodzkim. Na szczycie znajduje się zbiornik wodny elektrowni szczytowo-pompowej (Elektrownia Porąbka-Żar) a widok rozpościera się na Jezioro Żywieckie, pasmo Magurki Wilkowickiej i Hrobaczą Łąkę. Na szczyt można wejść szlakiem lub wjechać kolejką linową – nam udało się na motocyklach. Góra posiada wiele atrakcji, można zjechać na pontonie, oraz skorzystać z tras w parku linowym! Jest też tor saneczkowy – byli śmiałkowie z naszej ekipy, którzy skorzystali z tej atrakcji.
Kolejne miejsce pełne atrakcji, które przyniosło wiele rozrywki i wrażeń tym którzy je odwiedzili to Park Miniatur w Inwałdzie. Ciekawy park, bo można zobaczyć kawał świata w godzinę lub dwie, oglądnąć film 5D, pobuszować po labiryncie wśród żywopłotów, z którego wyjście naprawdę nie jest takie proste do odnalezienia. Można też zabawić się w lunaparku i zobaczyć Dinolandie ze światem dinozaurów a także cofnąć do średniowiecza odwiedzając Warownię. Natomiast w osadzie średniowiecznej fajnie było zrobić coś samemu, jak chociażby upleść powróz, utkać krajkę lub ulepić nacz z gliny.
Poza tym część dzieciaków świetnie bawiła się Dinozatorandzie w miejscowości Zator. Park posiada ścieżkę edukacyjną w starym lesie, gdzie podczas spaceru można odbyć „podróż w czasie” i zobaczyć kilkadziesiąt „ożywionych” okazów najbardziej fascynujących zwierząt świata. Na terenie parku znajduje się muzeum szkieletów i skamieniałości, prowadzone są zajęcia edukacyjno-plastyczne oraz interaktywne w 3D. Ale to nie wszystko. Park Dinozatorland to również wielki lunapark, gdzie każdy znalazł atrakcję dla siebie. Na szczególną uwagę zasługuje Kino 5 D, angażujące widza w przygody z dinozaurami.
W tej sierpniowej beskidzkiej przygodzie brało udział 24 członków naszej Grupy Motocyklowej Stop Śmierci i 7 dzieciaków. Przez 7 dni motocyklami przejechaliśmy ok. 1700 km.
Wiesia
/Chomiczka/
[nggallery id=288]